[emphasized type=”emphasized”]Andrzej Pągowski – jeden z najbardziej znanych polskich grafików. Na swoim koncie ma ponad 1300 plakatów filmowych, teatralnych i innych. Jest też chyba najlepszą osobą, która może odpowiedzieć na pytanie w jakim miejscu jest dziś polski plakat. [/emphasized]
Dlaczego Pana zdaniem w mainstreamie plakat autorski jest dziś w odwrocie? Ciekawe grafiki na plakatach promujących filmy, spektakle czy wydarzenia to ułamek procenta w porównaniu z wszechobecnymi zdjęciami aktorów czy kadrami z filmów. Odbiorcy są mniej inteligentni dziś niż jeszcze kilka lat temu?
Niestety przez wiele lat, od momentu świetności polskiej ilustracji, polskiego plakatu i grafiki książkowej media robiły wszystko, żeby sprowadzić odbiorcę do konsumpcyjnego myślenia o życiu. Czyli tak naprawdę kultura dzisiaj dla przeciętnego Polaka jest na ostatnim miejscu. Dzięki wielkim wysiłkom niektórych osób, a też niektórych mediów zaczynamy odzyskiwać powoli ilustrację w książkach, także w gazetach.
Kompletna bryndza jest za to z plakatem filmowym. Tu się nic nie udaje odzyskać, mimo że są zakusy żeby spróbować coś innego zrobić. Ale niestety przeciętny odbiorca został tak wykształcony przez lata, że najważniejsza dla niego jest wizyta w galerii handlowej, a jak idzie do do kina to nie na ambitny film, tylko na głupi. Także jest to niestety ewidentnie wina mediów. To media ponoszą winę za to, że odbiorca nam zgłupiał i odszedł od kultury. Natomiast też te same media widzą dzisiaj, że tracą szanse na sprzedanie swoich wydawnictw papierowych, że muszą szukać ratunku w internecie, który jest o wiele trudniejszy. I może dlatego prowadzą takie rozpaczliwe próby pozyskania tego klienta. Mam nadzieję, że się uda. Tylko już chyba jest trochę za późno.
To jest dziś miejsce na rynku dla młodych grafików, którzy chcą się zająć plakatem. A może jest to kompletnie nieopłacalne?
Przede wszystkim plakat filmowy jest od lat zawładnięty przez fotografię. Ale proszę zwrócić uwagę na to, że niektóre plakaty fotograficzne ostatnio zaczynają być bardziej ambitne. Na przykład ostatnie plakaty do Jestem mordercą. Niektórzy producenci filmowi już zaczynają szukać innych rozwiązań, bo fotografia już się przejada. Niestety na ulicach ona niknie. Plakaty teatralne też zaczynają być zdjęciowe. No ale jak ma być kiedy kasjerka w kasie mówi mi, że ludzie przychodzą i pytają czy u państwa gra jakiś aktor serialowy i wtedy dopiero idą do teatru. To czemu tu się dziwić.
Młodzi projektanci są w sytuacji dramatycznej, bo nie ma takiego rynku jaki był w latach 70-tych czy 80-tych jak ja zaczynałem. Wtedy samych plakatów filmowych było do zrobienia rocznie 800. Grafików, którzy biliby w stanie podołać temu w sposób ambitny było około trzydziestu, a chcianych było dziesięciu. Więc tak to wyglądało. Natomiast szansa jest w młodym odbiorcy, bo młody twórca i młody odbiorca są dzisiaj pewnego rodzaju jednością. Oczywiście nie wszędzie tylko w pewnego rodzaju niszach, ale tam powstaje bardzo dużo ciekawych projektów, bardzo dużo ciekawego designu.
Bardzo dużo ciekawych rzeczy ma odbiorcę właśnie wśród tych młodych ludzi, którzy już mają swoje dzieci. Którzy też swoim dzieciom kupują ambitniejsze książki, pokazują ambitniejsze ilustracje. Dla nich nie ma żadnego stresu, żeby pójść na imprezę typu targi czy wystawa ze swoimi dziećmi. To jest jedyna szansa. Na przykład takie imprezy jak Targi Plakatu są tego typu szansą, ale one są, trzeba od razu wiedzieć, niszowe. Na nie przychodzi taka grupa, która tego szuka. To nie jest impreza edukacyjna. Myślę, że ilość osób, która przychodzi na targi by po prostu zobaczyć co tam jest, to jest niewielka. Jednak większość wie co to jest za impreza, wie jakie to są nazwiska i przychodzi do swoich autorów i kupować ich prace.
Kiedy ostatnio zdarzyło się, że jakiś plakat zrobił na Panu na prawdę duże wrażenie. Pamięta Pan co to było?
Przede wszystkim to co wspominałem. Plakaty Marcina Władyki, które ostatnio widziałem na ulicy jako reklamy filmu Jestem mordercą. One świadczą o tym, że można zrobić plakat komercyjny, który jest plakatem artystycznym. Wiem, że powstały też ostatnio fajne plakaty, które są zgodne z ustawą obowiązującą w PISFie (Polski Instytut Sztuki Filmowej – przyp. red.). Od momentu kiedy PIS dofinansowuje polski film, to on powinien mieć plakat artystyczny , a nie tylko komercyjny. Sasnal zrobił do 11 minut Skolimowskiego. Ziółkowski robił do Body ciało, ja robiłem do Anatomii zła i Powidoki. Teraz szuka się takich rzeczy.
To jest jakiś ruch, który jest widoczny, ale jak to się zakończy tego nie wiem. Musiałby być naprawdę bardzo duży odzew społeczny, żeby dystrybutorzy uwierzyli w to, że rzeczywiście taki plakat może im sprzedawać filmy. Natomiast oni się boją po prostu takich plakatów, bo uważają, że odbiorca jest na to nieprzygotowany i jeżeli zobaczy plakat artystyczny to nie pójdzie do kina, bo stwierdzi że to jest za ambitne, za trudne, za mocne.
Pana kultowe plakaty lądowały na kubkach, poduszkach itp. Czy młodzi ludzie potrafią jeszcze odczytać ich przekaz? Na przykład Miś to całkiem inna epoka.
Myślę, że nie potrafią. Bo jeżeli ktoś mi zadaje pytanie czy wiedziałem, że to będzie plakat kultowy to znaczy, że w ogóle nie rozumie nic. Gdy ja dla Barei tworzyłem ten plakat to ani on ani ja nie mieliśmy żadnej świadomości, że się skończy komuna i że będzie coś takiego jak nagrywanie wywiadu przez telefon komórkowy. Natomiast myślę, że oni mają satysfakcję z samego obrazu czy z kultu, czyli stworzenia wartości dodanej.
W momencie kiedy mówimy o jakiś dziełach, że są kultowe, to znaczy, że one docierają do odbiorcy, który nawet nie do końca ma świadomość ale wie i czuje, że to jest coś warte. Gdzieś mu się to podoba. Myślę, że to raczej jest kwestia tego, że młodzi ludzie oglądają Rejs, który ich bawi, oglądają Misia, który ich bawi. Oglądają filmy Barei, które ich bawią. Ale są za młodzi by pamiętać i zrozumieć to drugie dno tych żartów.
Zwróćmy uwagę – dlaczego kultowym filmem nie jest Krótki film o zabijaniu, mimo że jest on gdzieś tam kultowy w pewnych grupach, ale nie w tych masowych. Bo to jest ambitniejsze kino. To jest bardzo trudne, ale myślę, że ci ludzie, młodzi szczególnie, bardziej traktują to jako manifest polubienia tematu, grafiki, ale nie samej sprawy. Bareja robił filmy śmieszne, zabawne, ale jednak które miały pokazać co myślimy o systemie w którym żyliśmy.
Kiedyś plakat był traktowany jak dzieło sztuki, albo jego namiastka. Pamiętam jak plakat wspominanego „Misia” wisiał u mojego wujka w salonie i był otoczony niemal taką czcią jak jego ukochana kolekcja komiksów z Thorgalem. Dziś ma to kolejny trend, zupełnie tak jak w modzie?
Myślę, że tak. Jeżeli widzę ładną dziewczynę, która idzie w koszulce z Che Guevarą to jestem pewien, że jest to moda a nie to, że ona wie, że nosi na sobie portret mordercy. Jest coś takiego niestety jak moda, która czasami wchłania rzeczy absurdalne. Ale ja uważam, że wykształcanie i wytwarzanie kontrolowanego snobizmu i kontrolowanej mody w przypadku niektórych działań w sztuce jest bardzo potrzebne, bo to pozwala nam na dotarcie do zupełnie innej grupy odbiorców.
[easy-tweet tweet=”Ja rozumiem, że wam jest zimno, ale jak jest zima to musi być zimno, tak? Pani kierowniczko, takie jest odwieczne prawo natury!” template=”light”]
Na przykład kilka lat temu zdecydowałem się na to, żeby moje prace były na kubkach w Empiku, bo uważam, że to jest miejsce w którym ludzie bywają i w jakiś sposób to do nich dociera. Teraz jest wielka kolekcja cytatów z Misia, które też ludzi bawią i kompletnie niektórzy nie wiedzą co to jest ten miś, tylko ich bawi sam tekst „jeżeli jest zima to musi być zimno”. To jest dla nich zabawne i śmieszne, natomiast to samo powiedziane w kontekście filmowym brzmi już zupełnie inaczej. Także jest to pewna droga dotarcia do nowych osób.
Patrząc z perspektywy czasu czy jest w Pana dorobku plakat, którego dziś by Pan nie zrobił? Na przykład dotyczący filmu, który okazał się niezbyt udany.
Wie Pan, ja jestem zawodowcem. Nie mam czegoś takiego, że nie robię plakatu bo film jest słaby. To dzisiaj mam problem rozmawiając z młodym grafikiem i pytając go czemu on nie podpisuje swoich plakatów, a on mówi, bo plakat to chałtura. Czyli w momencie gdy mu się zleca plakat i on musi spełnić pewne założenia, to jest chałtura. Ale kiedy on chciałby to zrobić co mu w duszy gra, to już nie jest chałtura.
Jeżeli się podejmuje decyzję, że się jest projektantem grafiki użytkowej, czyli jest coś takiego jak zamówienie i klient, no to trzeba się z tym pogodzić. Oczywiście mogę odmówić w momencie, kiedy przekracza to pewne zasady, które sobie wyznaczam. To jest dopuszczalne, ale ja nie pamiętam żebym odmówił, mimo że chodziłem na filmy rosyjskie, rumuńskie, enerdowskie i tym podobne. Na takie, które nie tyle że były słabe, a wręcz bardzo słabe. No ale było zamówienie i trzeba było je wykonać.
Nie ma takiej wolności jeżeli się podejmuje decyzję by być zawodowym twórcą, uprawiającym grafikę użytkową. Natomiast w momencie gdy mamy grafikę artystyczną, ku której jednak większość młodych projektantów i designerów dąży, to wtedy wolność jest całkowicie po naszej stronie. Tylko, że to jest mało rajcujące. Ja zawsze wolę jeżeli temat mi ktoś podaje i się z nim zmierzę niż gdy sobie go sam wymyślę.
Wiem, że artyści nie lubią pytań o to, które z własnych dzieł jest ich ulubionym. Ale przecież jedne darzy się większym sentymentem, inne mniejszym. Zapytam inaczej. Pamięta Pan, który z plakatów był przełomowy dla Pana kariery?
Takich plakatów było dziesiątki, bo jak się zrobiło tysiąc trzysta plakatów, to po pierwsze wszystkich się nie do końca pamięta. Ale pamiętam pierwszy do Męża i żony, który otworzył mi drzwi do filmu polskiego. Pamiętam Papierosy są do dupy, które spowodowały, że jestem twórcą rozpoznawalnym. Ma on olbrzymią popularność nawet w kręgach, które nie znają się na plakacie czy nawet sztuce. Pamiętam plakat do Człowieka z żelaza, który spowodował, że Andrzej Wajda nawiązał ze mną współpracę.
Pamiętam plakat do Amatora, który spowodował, że Kieślowski wziął mnie na swojego grafika. Pamiętam plakat do Uśmiechu wilka, który Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku zakupiło do swoich zbiorów, a po latach włączyło go do takiej stałej kolekcji stu najważniejszych dzieł w ich zbiorach. Także są takie rzeczy. Albo plakat do Misia, który stał się kultowy czy Robotnicy, który wkurzył mazowiecką Solidarność. Gdyby się na prawdę przyłożyć to w każdym plakacie coś by się znalazło.
Chciałbym zapytać o tajniki warsztatu. Zawsze interesowało mnie jak powstają Pana plakaty. Na początku szkice i dopracowanie plakatu typowo analogowo jak kiedyś, czy może wszystko odbywa się już w programach graficznych.
Początki były oczywiście inne, bo nie było komputera, więc zawsze był mini szkic. Ale ja przy tej ilości plakatów po prostu nie miałem czasu żeby siąść i szkicować. Z początku jak dostawałem temat pisałem sobie na kartce listę do zrobienia, która się przesuwała tak jak taka rolka w aparacie. Czyli na górze były skreślane, a na dole dochodziły nowe rzeczy. I nosiłem ten temat w sobie.
Czasami było na przykład tak, że jadąc tramwajem, bo wtedy nie miałem samochodu, coś mi wpadało do głowy albo gdzieś tam coś zobaczyłem i to się tak nakładało. Często już podczas oglądania filmu czy czytania sztuki teatralnej, coś mi wpadało do głowy. Ale szkicowania było bardzo mało. Prawie w ogóle nie było. Teraz sobie rysuję i szkicuję by nie uciekło.
W latach 1986-1987 miałem pierwszą przygodę z komputerem. Dlatego mogę spokojnie powiedzieć, że jestem ojcem polskiej grafiki komputerowej, ponieważ byłem pierwszy, który zaczął tę grafikę uprawiać. Ale ona okazała się całkowicie nie po mojej myśli, ponieważ dla mnie zawsze najważniejszy był ten produkt, który wychodzi z komputera, a wtedy było to tragiczne i czasochłonne. Więc na kilka lat to zostawiłem, mimo że udało nam się zrobić z przyjaciółmi z grupy „EGA” wystawę grafiki komputerowej w Zachęcie.
Potem po latach przesiadłem się na komputer. Ale z racji wykształcenia i ciągot unikałem tych wszystkich programów, które tak na prawdę dopiero niedawno opanowałem, czyli Photoshop i Illustrator. Raczej pracowałem w programach, które pozwalały mi na korzystanie z narzędzi podobnych do tych z jakich korzystałem w realu. No i do dzisiaj to kontynuuję, bo bardzo rzadko sięgam do Photoshopa, który zastępuje mi pewne rzeczy. Staram się szkicować i malować. Potem jeszcze z dziesięć razy to drukuję, przemalowuję w realu.
Ostatnio odkrywam urodę aplikacji telefonicznych i tabletowych, które używane w projektowaniu, przetwarzane potem w komputerze i przemalowywane dają ciekawe efekty.
To znaczy, że zrezygnował Pan ze starego, sprawdzonego ołówka?
Wie Pan, rynek to spowodował, bo w momencie kiedy ja do 1989 roku pracowałem jako grafik to ze mną nie dyskutowano. Jak przynosiłem projekt koledzy w komisji (bo były wszędzie komisje artystyczne i one były obsadzone przez wybitnych twórców) albo przyjmowali albo nie przyjmowali. I był koniec dyskusji. Dziś 21-letnia dziewczyna po kursach marketingu robi mi uwagi i decyduje o zmianie koloru czy czegoś. I jeżeli nie wpływa to na moje poczucie estetyki, nie burzy jakiś tam moich wartości, to muszę to zmieniać. Więc nie mam szans na to aby pracować w takiej technice jak kiedyś, bo po prostu musiałbym za każdym razem malować od nowa. A zmian typu delikatna zmiana koloru czy usunięcie szczegółu jest od groma i potem dzięki warstwom mogę to bez problemu zrobić.
Ostatnio robiłem ilustracje do książki kucharskiej Lidla i tam na przykład nie miałem żadnych problemów, bo tam nikt ze mną nie dyskutował, więc mogłem je sobie spokojnie malować na płótnie.
Podsumowując naszą rozmowę. Dlaczego Pana zdaniem warto przyjechać do Warszawy na Targi Plakatu?
Dlatego, że to jest pewnego rodzaju misja. Z jednej strony jest to wsparcie dla młodych projektantów. Bo większość tych twórców to są młodzi ludzie i wsparcie ich oraz powiedzenie im fajnie, że jesteście, chcemy wasze prace, mocno ich motywuje. Po drugie jest to szansa na zdobycie fajnej grafiki, obrazu, czegokolwiek do mieszkania, bo uważam, że obciachem jest mieć puste ściany. Po trzecie jest to spotkanie jakiejś grupy ludzi, którzy czują to samo i nadają na tych samych falach. Same plusy.
[easy-tweet tweet=”Obciachem jest mieć puste ściany – A. Pągowski” template=”light”]
Dziękuję Panu za rozmowę i do zobaczenia na Targach Plakatu.
Dziękuję również i pozdrawiam.
fotografia tytułowa: U1.media Andrzej Różycki
Bardzo ciekawy wywiad!