[emphasized type=”emphasized”]Nigdy nie lubiłem się golić, dlatego jak tylko mój młodzieńczy i nie przynoszący chluby zarost zmienił się w gęstą szczecinę, zapuściłem brodę. Krótszą lub dłuższą, ale mam ją do tej pory. Nosiłem brodę nim stała się modna. Po co? Bo daje mi moc. I przydaje się w grafice. Jak? Choćby jako schowek na ołówki i pióra do kaligrafii.[/emphasized]
Wiem, czerstwy ten żart, ale takie tekst na prawdę zdarzało mi się kiedyś przypadkiem usłyszeć. Dziś broda to podobno moda. Dla mnie to styl życia.
Gdy zaczynałem na takich gości jak ja mówiło się tablib, rumcajs. Dziś takie określenia padają już raczej tylko w żartach. Później dowiedziałem się, że jestem drwalem. To nic, że pierwszą flanelową koszulę w kratę kupiłem sobie dopiero w tym roku. Mogę być brodatym drwalem. To by się nawet zgadzało. W końcu kocham las.
Rumcajs, Tablib czy Drwal o swoją brodę musi umieć zadbać. Wbrew pozorom z brodą jest dużo więcej zachodu niż z goleniem. Ale wprawny brodacz ogarnie swój zarost w trymiga. Wszystko dzięki kosmetykom i akcesoriom do brody.
Niezbędnik brodacza
Każdy szanujący się grafik ma w domu kilka rodzajów ołówków. Do brody się nie przydadzą. Od tego są inne rzeczy.
Kartacz – szczotka z dzika – drapie jak cholera, ale w końcu to szczotka do brody prawdziwego faceta, a nie czesania loków twojej piękniejszej połówki.
Mydło lub szampon do brody – niby da się umyć brodę żelem pod prysznic, czy zwykłym szamponem do włosów. Ale umówmy się, na rozmowę o pracę też można pójść w dresach, ale sukcesu nam to raczej nie wróży. Mydła i szampony do brody mają zupełnie inny skład, bo i włosy na głowie i brodzie się od siebie różnią.
Olejek lub wosk do brody – ostatni szlif, czyli ochrona, odżywienie, nadanie połysku i przede wszystkim zapachu naszej zadbanej brodzie.
Czego aktualnie używam do brody?
Zaczynam pielęgnację od umycia brody specjalnym mydełkiem. Wystarczy namoczyć brodę, delikatnie maznąć kostką i wcierać do powstania piany. Potem większość spłukuję, a resztę piany wycieram ręcznikiem.
Następny etap to rozczesanie kartaczem i obowiązkowo olejek do brody (ten etap lubię najbardziej). Parę kropel na dłoń, roztarcie w rękach i wmasowanie w brodę. Na końcu jeszcze jedno czesanie kartaczem i formowanie brody. Wydaje się, że to długi proces. Nic bardziej mylnego. Całość zajmuje mi 2-3 minuty. Mniej więcej tyle co przeciętne golenie.
Marka tych kosmetyków to oczywiście kwestia gustu i zasobności portfela. Ważne by ich skład był jak najbardziej naturalny. Aktualnie w mojej szafce zamieszkał pewien Cyrulik…
Do tej pory miałem styczność z mydłami do brody od Cyrulików. Lubiłem je, ale nie to żebym był jakimś fajbojem. Dobre, solidne mydła do brodatego pyska. Niedawno otrzymałem od nich małą paczuszkę. Efekt? Dziś lubię ich jeszcze bardziej. A Siłacz to teraz mój olejek numer jeden.
Olejki do brody od Cyrulików. Sztosik!
Czytając informacje o zapachach byłem sceptyczny. Lubię nuty leśne i dzikie. W trzech olejkach z paczkuchy od Cyrulików takich nie było. Był za to Magik (słodki, aromatyczny, czuję w nim zapach wanilii i migdałów – osobiście dla mnie zbyt słodki), Żongler (owocowy, cytrusowy, świeży, przyjemny) oraz Siłacz. O nim za chwilę, bo to killer wszystkich olejków jakich używałem do tej pory.
Ten Siłacz to na prawdę niezły zawodnik. Ma bursztynowy aromat, orientalne nuty drzewne i dymne. Bursztyn to drogi kamień, więc nic dziwnego, że w tym zapachu czuć piniądz. Zapach kojarzy mi się z gentelmenami siedzącymi w głębokich zielonych fotelach, z cygarem w ręku i plikiem akcji największych spółek notowanych na Wall Street. Tak według mnie pachnie sukces. Lubię ten zapach.
Opakowanie, czyli to co interesuje grafika
Już tak mam, że kupuję oczami. Wybieram piwa kraftowe zawsze kierując się atrakcyjną szatą graficzną etykiet, dopiero potem patrzę na cenę. Ładne opakowania przyciągają. Prawda stara jak świat i ciągle aktualna.
Opakowania kosmetyków Cyrulików wyróżniają się minimalizmem. Czarne jak smoła tuby, białe logo i ikona cyrku. Widać, że to produkt kierowany do zdecydowanych mężczyzn.
Na rewersie łysa czacha z brodą (czy tylko ja widzę tu jakieś podobieństwo?), typografią i kodem kreskowym wykorzystujące przestrzeń negatywową.
W środku cyrkowa ulotka. Mnie się podoba. Mnie tym kupili.
Mydła owinięte są w przezroczystą folię i ozdobione naklejką z nazwą i symbolem. Tyle i aż tyle. Żadnych zbędnych bajerów. Tu po prostu liczy się produkt. A ten warty jest swojej ceny. Do tego to produkt polski, rzemieślniczy, a to kolejny plus.
Opakowania mają jeden minus i to konkretny, związany z użytecznością. Wszystkie buteleczki z olejkami wyglądają identycznie. Można je rozpoznać po spodniej naklejce, ale mając na półce wszystkie trzy trzeba za każdym razem odszukać wybrany zapach. Przydałby się choćby jakiś symbol lub napis na froncie buteleczki. Choć z drugiej strony zawsze można zdać się na ślepy traf. Zawsze to też jakieś emocje.
Więcej o kosmetykach do brody od Cyrulików przeczytasz tutaj: www.cyrulicy.pl